W dzisiejszych czasach produkcja muzyki za pomocą komputera stała się już czymś oczywistym, a narzędzia potrzebne do rozpoczęcia swojej przygody z tą formą sztuki są względnie tanie (czasem nawet darmowe). Wszystko to daje nam niesamowite możliwości, ale też niestety nieco nas rozleniwia i, co tu dużo mówić, rozkaprysza. Okazuje się bowiem, że mając niemal nieograniczony dostęp do zestawu narzędzi o jakim legendy muzyki mogłyby tylko pomarzyć potrafimy marudzić jak małe dzieci, bo nie podobają nam się presety w nowym wirtualnym syntezatorze. W dzisiejszym odcinku zaliczymy więc krótką podróż do przeszłości, by przypomnieć sobie, jak to drzewiej bywało.
Za wehikuł czasu posłużą nam tym razem dwa nagrania pochodzące z 1988 roku*. Pierwsze z nich, będące w zasadzie bardzo rozbudowaną reklamą produktów firmy Apple, opowiada o tym jak w tamtych czasach wyglądała produkcja muzyki za pomocą komputera. Warto tu zwłaszcza zwrócić uwagę na interface użytkownika przedstawionych programów (i fakt, iż ludzie opisują go słowami „user-friendly”), rozmiary urządzeń prezentowanych jako mobilne oraz jak wyglądały w tamtych czasach niewielkie domowe studia projektowe.
Drugie nagranie pochodzi z Australii i stanowi mini-dokument dotyczący sztuki samplingu, która w tamtych latach wzbudzała dość sporo kontrowersji. Materiał ten pokazuje nie tylko, na czym polega ta czynność (ponownie warto zwrócić uwagę na ilość sprzętu potrzebną do wykonania czegoś, co dziś jest w stanie udźwignąć aplikacja na telefony komórkowe), ale też prezentuje podejście do tego zjawiska zarówno ze strony zwolenników jak i przeciwników.
Jeśli więc zdarza wam się czasem paść ofiarą speców od marketingu, wmawiających wam, że nie ma sensu zabierać się do pracy jeśli nie zakupicie ich najnowszego kontrolera/programu/wtyczki, która zrewolucjonizuje sposób w jaki tworzycie muzykę, przypomnijcie sobie duet Coldcut pracujący na stareńkim Atari lub Herbiego Hancocka zgłębiającego tajniki jakiegoś archaicznego sekwencera, po czym zabierzcie się do pracy korzystając z tego co macie. Pracowitego weekendu życzę 😉
* Muszę jednak przyznać, że nieco wątpię w poprawność daty tego drugiego nagrania. Wszystkie źródła podają bowiem, że premiera 3 Feet High and Rising miała miejsce w 1989.