W poprzednim odcinku Weekendowych Inspiracji przyglądaliśmy się wspólnie współczesnemu obliczu abstrakcyjnego, instrumentalnego hip-hopu. Sceny która wyrosła na barkach grupki zapaleńców, produkujących muzykę w niewielkich domowych studiach i organizujących imprezy w małych, niemodnych lokalach. W dzisiejszym odcinku pozostaniemy w tej samej tematyce, spoglądając na nią z nieco innej perspektywy.
O ile przedstawiony w poprzednim odcinku krótkometrażowy dokument H∆SHTAG$ – Don’t call it #Beats starał się ukazać globalne oblicze muzyki, która wyszła z podziemia dzięki nowym formom promocji jakie daje nam internet, o tyle film „Not a Beat, Nota a Scene” skupia się na konkretnym miejscu, które odegrało dość ważną rolę w kształtowaniu się zjawiska jakim jest abstrakcyjny hip-hop. Mowa tu o Los Angeles, mieście z którego wywodzą się tacy producenci jak Daedalus, Flying Lotus czy Shlohmo. Obraz ten daje nam więc okazję do jeszcze bliższego przyjrzenia się tej fascynującej kulturze, wyrosłej wokół laptopów i kontrolerów MIDI ale też starych winyli i turntablizmu. Stanowi on również świetne uzupełnienie materiału z zeszłego tygodnia, dlatego też, jeśli macie odrobinę wolnego czasu, polecam obejrzeć oba filmy jeden po drugim.