Nagrywanie muzyki w miejscach zupełnie do tego nie przeznaczonych jest dla wielu artystów najlepszym sposobem na przełamanie rutyn i pobudzenie swojej kreatywności. Na przełomie lat 60 i 70 wśród muzyków zaczęła kiełkować moda na mobilne studia nagraniowe, przeważnie mające postać vanów wyładowanych po brzegi sprzętem, dzięki którym możliwe stawało się nagrywanie w dowolnym zakątku świata. Wtedy takie przedsięwzięcie wiązało się jednak z ogromnymi kosztami, dlatego też mogli sobie na nie pozwolić jedynie giganci pokroju The Rolling Stones, The Who, Deep Purple czy Led Zeppelin.
Postęp technologiczny sprawił jednak, że sprzęt studyjny stał się nie tylko tańszy, ale też znacznie mniejszy, dzięki czemu możliwość stworzenia własnego mobilnego studia znalazła się w zasięgu przeciętnego zjadacza chleba. Do zorganizowania sesji nagraniowej „w terenie” wystarczy dziś laptop lub tablet (a nawet smartfon, jeśli jesteśmy naprawdę zdeterminowani) z zainstalowanym odpowiednim oprogramowaniem, oraz kilka dodatkowych akcesoriów zależnych od naszych potrzeb (interfejs audio, mikrofony, kontrolery MIDI, słuchawki/monitory). Ciekawy przykład takiego nowoczesnego podejścia do tematu mobilnego studia nagraniowego zaprezentował niedawno Marc JB – brytyjski producent muzyczny znany głównie dzięki remiksom utworów z czołówek list przebojów. Gdy Future Music Magazine zaproponowało mu wystąpienie w kolejnym odcinku internetowej serii The Track, prezentującej producentów muzycznych przy pracy, potraktował on to jako okazję do zrealizowania pomysłu, który chodził mu po głowie od dłuższego czasu. Zamiast zapraszać ekipę filmową do studia nagraniowego w którym pracuje na codzień, spakował do samochodu kilka niezbędnych narzędzi (laptop, tablet, powerbank, interfejs, mikrofony, monitory, syntezator/kontroler) i zabrał ich na wycieczkę na plażę, by tam nagrać nowy utwór. Efektem jest trwający nieco ponad godzinę odcinek, który możecie obejrzeć poniżej.