Native Instruments to firma lubiąca nazywać rzeczy po imieniu. Ich flagowa seria kontrolerów nosi nazwę KONTROL, maszyna do produkcji beatów nazywa się MASCHINE a program do odtwarzania ścieżek (ang. Tracks) ochrzczony został imieniem TRAKTOR. Nikogo więc nie powinien zaskoczyć fakt, iż zaprezentowany przez nich nowy typ plików muzycznych zawierających w sobie nie tylko finalną wersję utworu ale też jego cztery oddzielne stemy nazwany został po prostu STEMS. Mimo iż najnowsza propozycja berlińskiego giganta zaprezentowana została światu zaledwie kilka dni temu (pierwsza oficjalna prezentacja dla wybranej grupy dziennikarzy odbyła się w piątek podczas WMC) to już zdążyła ona narobić wokół siebie dość sporego zamieszania. W poniższym artykule postaramy się więc przybliżyć wam nieco temat nowego standardu, oraz odpowiedzieć na pytanie: czy tak naprawdę potrzebujemy kolejnego formatu plików?
Na początek krótkie wyjaśnienie dla osób nie znających technicznego żargonu realizatorów dźwięku: stemy to po prostu grupy ścieżek zgrane do jednego pliku, takie jak np. wszystkie partie perkusji, gitary, basu czy wokalu. Rozwiązanie proponowane przez Native Instruments polega więc w praktyce na tym, by w plikach mp4 (pełniących rolę kontenera multimedialnego) umieszczać nie tylko finalną, zmiksowaną wersję utworu, ale też cztery stemy, czyli tworzące ją elementy składowe (domyślnie perkusja, bas, syntezatory i wokal). Taka konstrukcja pliku w połączeniu ze specjalnym odtwarzaczem posiadającym funkcję oddzielnej kontroli parametrów każdej ścieżki (tzn. głośności, korekty, efektów i filtrów) pozwoliłaby DJ-om na bardziej kreatywne podejście do tematu miksowania muzyki. Jak nietrudno zgadnąć pierwszą aplikacją oferującą możliwość współpracy z nowym standardem plików o rozszerzeniu stem.mp4 będzie Traktor Pro, a konkretniej wersja 2.7.4 która zostanie udostępniona oficjalnie w okolicach czerwca (niecierpliwe osoby chcące jak najszybciej przetestować wersję beta znajdą ją tutaj). Praktyczne możliwości takiego rozwiązania jako pierwszy zaprezentował światu Ean Golden z ekipy DJ TechTools.
Wszystko to wygląda na pierwszy rzut oka bardzo obiecująco, jednak należy pamiętać o tym, że takie podejście do tematu miksowania muzyki nie jest niczym nowym. Wielu muzyków wykorzystuje w podobny sposób program Ableton Live, zbliżoną filozofię działania oferował One DJ a i wśród użytkowników programu Traktor nietrudno znaleźć osoby wykorzystujące Remix Decks do łączenia czterech ścieżek w jeden kompletny utwór (nie wspominając już o tym, że zanim muzyka na dobre przeniosła się do domeny cyfrowej różni artyści wyczyniali podobne cuda np. za pomocą taśm). Sama idea wydawania utworów (a nawet całych albumów) wzbogaconych o oddzielne ścieżki nie jest też żadną nowością. W przeszłości pomysł ten wykorzystało już wielu muzyków, poczynając od Briana Eno i Davida Bowiego, idąc przez Nine Inch Nails i Dream Theater a kończac na Avicii i deadmau5. Wiele mniej lub bardziej popularnych utworów trafiło też do sieci rozłożonych na stemy przy okazji wszelkiej maści konkursów na remix. Krótko mówiąc: narzędzie umożliwiające miksowanie muzyki w sposób jaki proponuje Native Instruents dostępne są już wszystkim od dawna, więc można spokojnie założyć, że osoby zainteresowane takim rozwiązaniem dawno już z niego korzystają. Fakt ten nie oznacza jednak, że propozycja berlińskiego giganta jest z góry skazana na niepowodzenie. Wręcz przeciwnie, do (umiarkowanego) sukcesu tego rozwiązania mogą przyczynić się dwie rzeczy.
Po pierwsze: W odróżnieniu od wcześniej wspomnianych metod, które jednak wymagają odrobiny technicznego „know-how” do uzyskania jakby nie patrzeć dość prostego efektu, rozwiązanie zaprezentowane przez Native Instruments jest banalnie proste, „schludne” (jeden plik zamiast całego zestawu) i wygodne w użyciu, dzięki czemu skorzystać z niego mogą również osoby które uważają Ableton Live czy Remix Decks za czarną magię. Kto wie? Może to właśnie nowy format od NI sprawi, że część z nich złapie bakcyla i sięgnie po bardziej zaawansowane rozwiązania?
Po drugie: Native Instruments ma w tym przypadku świetne podejście do marketingu. Proponowany przez nich format będzie całkowicie otwarty, co w praktyce oznacza dwie rzeczy: każdy artysta będzie mógł wydać własny utwór w formacie stem.mp4, a każdy producent sprzętu/oprogramowania będzie mógł wyposażyć swój produkt w możliwość odtwarzania takiego pliku. O to, by pomysł ten przyjął się wśród muzyków zadbano nawiązując współpracę z wytwórniami i sklepami muzycznymi, które podeszły do kwestii sprzedawania nowego rodzaju plików z wielkim entuzjazmem (i trudno się im dziwić – w końcu za plik łączący w sobie zmiksowany utwór i stemy będzie można zainkasować więcej niż za „normalny” utwór). Jeśli zaś chodzi o producentów sprzętu i oprogramowania to znaleźli się oni teraz w ciężkiej sytuacji. Jeśli nie wyposażą oni swoich produktów w możliwość obsługi plików stem.mp4 spotka się to ze zrozumiałym niezadowoleniem użytkowników. Jeśli zaś zdecydują się na udostępnienie takiej funkcji będzie to równoznaczne z aktywnym promowaniem rozwiązań stworzonych przez konkurencję. Wydaje mi się jednak, że w ostateczności większość firm ugnie się, a funkcja odtwarzania plików stem.mp4 pojawi się w kolejnych aktualizacjach czołowych programów DJ-skich.
Podsumowując, nowy pomysł Native Instruments raczej nie zrewolucjonizuje DJ-skiego świata, tak samo jak nie zrobiły tego wszystkie dotychczasowe rozwiązania oparte na podobnym pomyśle. Popularność marki, dobre podejście do kwestii marketingu i wyraźne nastawienie na mniej zaawansowanych użytkowników (których jak wiadomo jest znacznie więcej niż profesjonalistów) mogą jednak sprawić, że standard ten znajdzie swoje oddane grono zwolenników. O tym, jak w praktyce potoczy się historia nowego formatu przekonamy się niestety dopiero za kilka miesięcy.