DJ na srebrnym ekranie, czyli jak zmieniał się wizerunek sceny EDM w filmach z ostatnich 20 lat

Vibrations

Młody artysta walczący z przeciwnościami losu by osiągnąć sukces w dziedzinie którą kocha – to gotowy przepis na film, który na przestrzeni kilku ostatnich dekad wykorzystano wielokrotnie, z lepszym lub gorszym skutkiem. Żeby nie szukać przykładów zbyt daleko wystarczy sięgnąć pamięcią do tegorocznej ceremonii rozdania Oscarów, gdzie kilka statuetek zgarnął Whiplash – opowiadający historię młodego, obiecującego perkusisty. Jeszcze w tym roku do kin trafi natomiast film We Are Your Friends – przenoszący wspomniany schemat na grunt współczesnej, amerykańskiej sceny EDM.

Fabuła wspomnianego obrazu opowiadać będzie o grupie przyjaciół marzących o sławie i pieniądzach jakie ma im przynieść DJing, produkcja muzyki i organizowanie imprez. Oczywiście nie jest to pierwszy film wykorzystujący środowisko fanów szeroko pojętej elektronicznej muzyki tanecznej jako tło dla opowiedzianej w nim historii. Tym co wyróżnia We Are Your Friends na tle jego poprzedników jest jednak ogromna skala całego przedsięwzięcia. To nie będzie żadne artystyczne, niszowe kino tworzone przez grupkę zapaleńców chcących oddać hołd swoim ukochanym klubom i rozbrzmiewającym w nich dźwiękom ani dokument starający się uchwycić prawdziwe oblicze pewnego fascynującego momentu w historii muzyki. To będzie ogromny, wysokobudżetowy film produkowany od samego początku z myślą o zarabianiu potężnych gór pieniędzy – murowany kandydat do tytułu „Summer Blockbuster 2015”. Przedstawiony w nim wizerunek DJ-ów i producentów muzyki elektronicznej tworzony był więc w taki sposób, by pokrywać się z wyobrażeniami przeciętnego amerykańskiego nastolatka. Efekt jest taki, że już w pierwszej minucie zwiastuna pada zdanie „Jeśli jesteś DJ-em wszystko czego Ci potrzeba to laptop, trochę talentu i jedna piosenka”.

Oczywiście, łatwo śmiać się z wspomnianego przed chwilą tekstu o jednym laptopie i jednej piosence (chociaż dalsza część zwiastuna wyraźnie wskazuje na to, że bohatera wypowiadającego te słowa czeka zimny prysznic), jednak tym co najbardziej uderza w powyższym materiale jest wizerunek świata otaczającego postacie głównych bohaterów. Twórcy We Are Your Friends serwują nam bowiem wizję w której przystojny początkujący DJ, w domyśle ledwie wiążący koniec z końcem, korzysta z bardzo drogiego sprzętu by puszczać muzykę do tańca dla pięknych, eleganckich ludzi popijających drogie, wyszukane drinki z fikuśnych szklanek. Główny bohater napotyka pewne trudności ale dzięki wielkiej pasji i miłości do muzyki udaje mu się je pokonać, dzięki czemu na koniec udaje mu się wystąpić na wielkim festiwalu przed ogromną publicznością. Wszyscy są szczęśliwi, zawsze ładnie pachną i nikt nigdy nie ma kaca. Oglądając powyższy zwiastun zacząłem automatycznie porównywać go ze starszymi filmami traktującymi o DJ-ach, producentach, promotorach i innych osobach związanych ze sceną EDM, co z kolei skłoniło mnie do rozmyślań nad tym, jak w ciągu ostatnich lat zmienił się sposób w jaki twórcy filmów fabularnych postrzegają zjawisko jakim jest szeroko pojęta elektroniczna muzyka taneczna. Efektem tych rozmyślań jest poniższy krótki przegląd takich produkcji. Poszczególne pozycje zostały w nim ułożone chronologicznie, od najstarszej do najmłodszej, co pozwala w łatwy sposób zobaczyć, jak zmieniał się filmowy wizerunek twórców i słuchaczy muzyki elektronicznej na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat.

Vibrations (1996)

Mimo iż film Vibrations nigdy nie odniósł zbyt wielkiego sukcesu, to jednak powyższa scena w której jeden z głównych bohaterów tłumaczy pozostałym czym tak właściwie jest to całe techno jeszcze przez wiele lat będzie krążyć po sieci wzbudzając uśmiech wśród wszystkich fanów muzyki elektronicznej. Fabuła tego filmu to jedna z tych rzeczy, które mogły zostać wymyślone jedynie w latach dziewięćdziesiątych. Opowiada ona historię młodego obiecującego muzyka rockowego, którego kariera zostaje przerwana przez wypadek w którym traci on dłonie. Jakiś czas później odkrywa on jednak podziemną scenę muzyki elektronicznej, którą następnie podbija… dzięki cybernetycznym protezom. Już w dniu premiery ciężko było patrzeć na ten film inaczej niż z lekkim przymrużeniem oka. Dziś tym bardziej trudno nie uśmiechnąć się patrząc na sposób, w jaki przedstawiono tu zarówno twórców jak i fanów muzyki elektronicznej.

Human Traffic (1999)

Akcja Human Traffic rozgrywa się w Cardiff, stolicy Walii i opowiada o jednym weekendzie z życia niewielkiej grupy fanów muzyki klubowej. Perypetie piątki bohaterów (wśród których znalazł się również młody DJ który „nie umiałby skreczować nawet gdyby od tego zależało jego życie”) pokazują zarówno blaski jak i cienie wybranego przez nich sposobu na spędzanie wolnego czasu. Świat przedstawiony w Human Traffic stanowi więc chaotyczną mieszankę spokojnych „biforów”, tętniących życiem klubów, spontanicznych domówek i ciężkich poranków. Mimo iż Human Traffic zalicza się do gatunku komedii, to jednak zdarza mu się również zahaczać o nieco poważniejsze tematy.

Kevin And Perry Go Large (2000)

Kevin And Perry Go Large to lekka komedia opowiadająca o nastolatkach i skierowana właśnie do nich. Zawarte w niej żarty nie są może najwyższych lotów ale nadal bawią, zwłaszcza jeśli lubimy specyficzne brytyjskie poczucie humoru. Film opowiada o dwójce tytułowych nastolatków mających się za niezrozumianych geniuszy i wierzących w to, że pisana jest im wielka DJ-ska kariera. By osiągnąć swój cel postanawiają oni wyruszyć na Ibizę. Problem w tym, że w wycieczce towarzyszą im rodzice…

Groove (2000)

Wydany w 2000 roku Groove to swoisty list miłosny reżysera Grega Harrisona do przechodzących właśnie do historii lat dziewięćdziesiątych. Fabuła filmu skupia się na podziemnej scenie San Francisco, gdzie królowały wówczas nielegalne, „partyzanckie” spędy i wszechobecne narkotyki. Dużą rolę poświęcono tu również kwestii samej organizacji imprez, w tym próbie udzielenia odpowiedzi na pytanie: po co ci ludzie robią to wszystko? Mimo iż film nie jest przesadnie „ciężki” w odbiorze, to jednak raczej trudno jest też nazwać go komedią.

One Perfect Day (2004)

Jeśli spojrzeć na fabułę One Perfect Day z odpowiedniej odległości, to może ona nieco przypominać to co zamierzają nam zaserwować tego lata twórcy We Are Your Friends. Tutaj również poznamy bowiem historię ambitnego Dj-a/Producenta, starającego się osiągnąć sukces w świecie muzyki klubowej. Co więcej, w obu historiach pojawia się także wątek wykorzystywania dźwięków otoczenia jako kluczowego elementu tworzonych utworów. Tym co odróżnia obie historie jest jednak motywacja głównych bohaterów. O ile w przypadku We Are Your Friends motorem napędowym jest sława i pieniądze, o tyle główny bohater One Perfect Day rozpoczyna swoją przygodę ze światem muzyki elektronicznej jako swoistą formę terapii po śmierci siostry, która przedawkowała narkotyki w jednym z popularnych klubów.

It’s All Gone Pete Tong (2004)

It’s All Gone Pete Tong to bez wątpienia jeden z najsłynniejszych filmów o tematyce Dj-skiej. Obsypany wieloma nagrodami obraz opowiada historię fikcyjnego Dj-a Frankiego Wildea, który po wielu latach sukcesów musi zmierzyć się z tragicznym problemem jakim jest utrata słuchu. Mimo iż obraz ten porusza kilka dość poważnych tematów, to jednak całość została podlana specyficznym humorem który sprawia, że przekaz dociera do widza w nieco delikatniejszy sposób. Sprytny marketing filmu w połączeniu z ciekawą fabułą i wieloma znanymi twarzami pojawiającymi się na ekranie (m.in. Carl Cox, Paul Van Dyk, Tiësto i oczywiście Pete Tong) sprawiły, że wiele osób do tej pory wierzy, że film ten oparty jest na faktach.

BERLIN CALLING (2008)

Najmłodszy film w naszym zestawieniu opowiada historię niejakiego DJ-a Ickarusa – człowieka wyniszczonego szaleńczym tempem życia artysty (i prywatnymi problemami) do tego stopnia, że zostaje poddany przymusowej hospitalizacji w zakładzie zamkniętym. Jak nietrudno zgadnąć jest to zarazem najpoważniejszy film na tej liście, skupiający się raczej na tej mniej radosnej stronie „sukcesu” w świecie muzyki klubowej. Warto też zaznaczyć, iż w głównej roli wystąpił niemiecki producent muzyczny Paul Kalkbrenner, który jest również autorem ścieżki dźwiękowej do filmu.

HISTORIA KOŁEM SIĘ TOCZY

Przeglądając powyższą listę łatwo jest zauważyć pewne trendy rządzące poszczególnymi dekadami. Filmowcy z końca zeszłego tysiąclecia przedstawiali elektroniczną muzykę taneczną jako cudowne zjawisko łączące ludzi i zmieniające ich życie na lepsze (Vibrations, Human Traffic). Na przełomie wieków postacie DJ-ów nadal kojarzone były głównie z wątkami komediowymi (Kevin And Perry Go Large) ale powoli widać było, że nadchodzi czas na nieco trzeźwiejsze podsumowanie poprzedniej dekady, i szczere przyznanie się do tego, że może nie wszystko było w niej takie bezsprzecznie wspaniałe (Groove). Następne dziesięciolecie okazało się zaś być czasem zwątpienia, w którym scenarzyści i reżyserzy skupili się głównie na tym mroczniejszym obliczu świata szeroko pojętej muzyki elektronicznej, w którym ludzie zupełnie świadomie rujnują sobie życia, a śmierć następuje zwykle w dość młodym wieku (One Perfect Day, It’s All Gone Pete Tong, Berlin Calling). Biorąc pod uwagę fakt, iż historia lubi zataczać koło, a środowisko EDM stanowi obecnie globalny fenomen kulturowy, można się było spodziewać, że kolejna dekada przyniesie ze sobą powrót do filmów gloryfikujących te zjawisko, i wiele wskazuje na to, że właśnie czymś takim będzie We Are Your Friends. Niestety równie prawdopodobne jest to, że obecnie urzędujące pokolenie fanów elektronicznej muzyki tanecznej zostanie w nim uwiecznione jako własna karykatura, oglądana przez pryzmat marzeń i pragnień kreowanych przez portale społecznościowe. We Are Your Friends nie trafił jeszcze nawet do kin, ale mimo to zdążył już sprawić, że całe rzesze internautów wstydzą się zaprezentowanego w nim wizerunku własnej generacji, która przedstawiona została jako grupa rozpieszczonych dzieciaków wierzących w to, że do zdobycia sławy i pieniędzy (które, swoją drogą, nie odgrywały kluczowej roli w żadnym z opisanych powyżej filmów) wystarczy „jeden laptop, odrobina talentu i jedna piosenka”. Nie da się też ukryć że, jak słusznie zauważył Peter Kirn z Create Digital Music, niektóre sceny z zaprezentowanego niedawno zwiastuna niebezpiecznie przypominają DJ Wh1PLA$H – parodię zwiastuna wspomnianego we wstępie oskarowego filmu.

W tym momencie warto jednak sobie zadać pytanie: czy oburzanie się ma sens? W końcu nikt jeszcze nie widział tego filmu, a trwający trzy minuty zwiastun to jednak zbyt mało, by móc wydać ostateczny osąd. Kto wie, może We Are Your Friends zaskoczy nas wszystkich i okaże się naprawdę sympatyczną propozycją na nudny letni wieczór? A nawet jeśli obecna generacja twórców i fanów muzyki elektronicznej zostanie pokazana w tym filmie jako chodząca parodia samych siebie, to czy tak trudno uwierzyć w to, że przyszłe pokolenia podświadomie wyczują w tym wszystkim pewien fałsz i będą oglądać go z przymrużeniem oka, tak jak teraz ogląda się film o klawiszowcu z cybernetycznymi dłońmi?